Staś, bo Stanisław to zbyt oficjalnie

Staś Kozikowski grał jako dziecko na deskach teatru, teraz uczy się w szkole w Danii. Jest pasjonatem psychologii, a w naszych Web-korkach pomaga podopiecznym w nauce niemieckiego. Zapraszamy do lektury wywiadu, w którym opowie nam o swoim życiu i zainteresowaniach, oraz podzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat różnic między szkołą w Polsce i w Danii.

Dzień dobry. Czy mógłbyś się przedstawić naszym czytelnikom w kilku słowach?

Dzień dobry. Jestem Staś, bo Stanisław to trochę zbyt oficjalne. Pochodzę z Trójmiasta, konkretnie z Gdyni. Mam prawie 18 lat i obecnie mieszkam oraz uczę się w Danii.

Wydaje mi się, że wykopałem w internecie Twoje zdjęcie z Dziennika Bałtyckiego.

Serio? Znalazłeś to? Tak, to ja (śmiech), mogłem mieć z 8, 9 lat, nie jestem pewien… Jeszcze w Polsce zajmowałem się aktorstwem i śpiewem. To zdjęcie jest chyba z castingu na koncert ABBY, który odbywał się w Gdańsku. Dzieci miały tam także występować, więc Dziennik Bałtycki zorganizował casting, ale ostatecznie i tak nie chciałem wziąć udziału w koncercie.

Źródło: Dziennik Bałtycki

Jak to się zaczęło z aktorstwem dziecięcym?

Każdy chyba w szkole miał jakiś teatrzyki czy jasełka. Grało się drzewo, albo inny kamień. Tak też zaczęło się u mnie – w szkole, gdzie wystąpiłem w kilku przedstawieniach i zaśpiewałem parę piosenek. Później zacząłem chodzić na castingi do różnych sztuk i seriali.

To była Twoja inicjatywa, czy może rodzina miała jakiś wkład w Twoją decyzję?

Raczej był to mój pomysł, ponieważ w mojej rodzinie nie ma nikogo o zacięciu artystycznym. Poprosiłem mamę, czy mogę spróbować swoich sił. Żeby dostać jakąś rolę, trzeba było sporo pochodzić po castingach, próbować tutaj i tam.

Pochwalisz się jakimiś sukcesami aktorskimi?

Takim największym sukcesem było występowanie w musicalu w Teatrze Muzycznym w Gdyni, pod reżyserią Janusza Józefowicza. Spektakl był inspirowany książką ,,Piotruś Pan”.

Józefowicz? Ten od ,,Metra”?

Tak, dokładnie.

Nie znam się na teatrze, ale z tego co wiem to ,,Metro” było grane na Broadwayu.

Tak, tak, ,,Metro” Józefowicza jest bardzo znane.

Kogo grałeś w tym przedstawieniu ,,Piotruś Pan”?

Grałem zagubionego chłopca. Pamiętam, że na castingu było bardzo dużo dzieciaków. Widać było, że dla niektórych rodziców to była bardzo poważna sprawa.

Jak wspominasz samo granie?

Gra w takim przedstawieniu to naprawdę ciężka praca. Próby trwały od ósmej lub dziewiątej rano do dwudziestej drugiej, więc dla dziecka było to bardzo męczące. Ale było też wiele radości i świetnej zabawy.

Jak to łączyłeś ze szkołą?

Bywało trudno, bo trzeba było nadrabiać wszystkie lekcje, ale nauczyciele też szli na rękę więc nie było źle.

Grałeś jeszcze inne rzeczy?

Tak, z takich ciekawszych rzeczy to zdarzyło mi się zagrać w serialu HBO ,,Bring back Alice”

Wow…

Ale to była bardzo mała rola.

Daj spokój, w CV można wpisać.

No tak, można (śmiech).

Tak jak już wcześniej wspomniałeś, uczysz się teraz w Danii. Jak tam trafiłeś?

Jest dużo ciekawych możliwości dla uczniów, różne wymiany. Ja znalazłem program stypendialny w publicznej szkole w Danii. Zdecydowałem się złożyć aplikację, sam proces jest dość długi i wymaga przygotowania sporej ilości papierów. Obecnie uczę się w ramach programu matury międzynarodowej – IB (International Baccalaureate).

Co jest najważniejszym czynnikiem w takim procesie aplikacji? Oceny, umiejętności, czy może coś innego?

Istnieje wiele różnych programów wymiany czy stypendiów, a większość z nich skupia się głównie na osiągnięciach szkolnych. Jednakże w przypadku Danii, wydaje się, że bardziej zwraca się uwagę na to, jak sam widzisz siebie i co robisz w życiu. Myślę, że poszukują oni interesujących osobowości. W naszej szkole mamy uczniów z sześciu kontynentów, każdy o odmiennym doświadczeniu życiowym. Według mnie najważniejszym elementem aplikacji jest esej, w którym musisz przedstawić, dlaczego chcesz uczęszczać na ten program. To właśnie w nim zawiera się Twoja historia.

Jak zareagowała Twoja rodzina jak im powiedziałeś, że chcesz chodzić do szkoły w Danii?

Rozmawiałem z rodzicami na ten temat od samego początku, kiedy zacząłem rozważać aplikację. Gdybym im powiedział o tym dwa dni przed wyjazdem, to raczej nie byłoby to dobrze odebrane (śmiech). Dlatego moja rada dla tych, którzy chcieliby aplikować gdzieś, to rozmawiajcie z rodzicami od samego początku.

Zdziwiłeś się, że Cię przyjęli?

Hmm… Właściwie trochę o tym zapomniałem. Pamiętam, że siedziałem w szkole, był ładny wiosenny dzień, i nagle dostałem telefon z jakiegoś dziwnego numeru. To właśnie była informacja o tym, że zostałem zaakceptowany.

Masz porównanie między polską szkoła i tą w Danii. Mógłbyś wskazać jakieś różnice?

To, co zauważyłem ostatnio, to że przestałem się bać testów. W Polsce bardzo się nimi stresowałem, obawiając się złych ocen, a tutaj oceny traktuje się jedynie jako informację dla nas. Do nauczycieli mówimy po imieniu, mamy z nimi relacje koleżeńskie. Największa różnica jest chyba taka, że nie ma właśnie tego stresu związanego z nauką, który mi towarzyszył w polskiej szkole. Teraz wiem, że uczę się dla siebie i to dziwo na tyle, że ja się uczę. Tych testów zresztą nie jest tak wiele, pamiętam, że w Polsce sprawdzianów było dużo.

Jakie jeszcze są różnice między szkołą w Polsce i Danii?

Różnic jest sporo. Nauczyciele nie siadają, mają stojące biurka. Zawód nauczyciela jest bardzo prestiżowy, dobrze się zarabia. Nauczyciel nie krytykuje, nie podnosi głosu. Nikt Ci nie każe nic zrobić, jest duża swoboda. Każdy jest odpowiedzialny za siebie i ma pilnować siebie. Nauczyciele chętnie udzielają wsparcia, zostaną z Tobą po lekcji, jeśli potrzebujesz pomocy. Lekcja trwa 90 minut, na początku jest część wykładowa, potem przechodzimy do ćwiczeń, typu rozwiązywanie zadań. Każdy ma komputer, bo wszystkie materiały są w cyfrowym dzienniczku.

Staś z przyciółmi podczas imprezy haloweenowej w szkole w Danii

Czyli jest położony bardzo duży nacisk na samodzielność i odpowiedzialność za siebie?

Tak, to dużo uczy. Nikomu nie muszę się z niczego tłumaczyć i robię dokładnie to, co chcę i kiedy chcę. Nikt mi nie każe iść spać o 10 (śmiech). Może się zdarzyć, że ktoś, przyjeżdżając tu, pomyśli, że jest luz i można ciągle imprezować. Jednak jak ktoś przesadzi, to najpierw dostanie ostrzeżenie, a potem może zostać relegowany. Mamy dużo swobody, ale też musimy liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami.

Myślisz, że te różnice mają jakiś wpływ na efektywność Twojej nauki?

Nie sądzę, że można jednoznacznie powiedzieć, że jedno podejście jest lepsze od drugiego. W Polsce było dużo zakuwania, niektóre z tych rzeczy wciąż pamiętam.  Szkoła w Polsce nauczyła mnie dyscypliny.  Natomiast w Danii jest większy nacisk na samodzielność. To ja odpowiadam za swoje wyniki, bo na końcu to ja piszę tę maturę i ponoszę konsekwencje ewentualnej porażki. Nikt mnie nie pilnuje, bo uczę się dla siebie.

Jakie masz przedmioty?

Program matury międzynarodowej jest identyczny na całym świecie i obejmuje sześć grup przedmiotowych. Pierwsza to język podstawowy, gdzie wybrałem angielski, a druga to język obcy, wziąłem duński. W trzeciej grupie są nauki społeczne, ja mam psychologię rozszerzoną – tak naprawdę jest ona na poziomie akademickim. To bardzo interesujący przedmiot, choć dość wymagający. W czwartej grupie są przedmioty ścisłe, gdzie zdecydowałem się na biologię. W programie są też matematyka oraz przedmioty artystyczne, takie jak taniec czy malarstwo. Ja zamiast przedmiotu artystycznego wybrałem ekonomię.

Nie aktorstwo?

Nie (śmiech), nie aktorstwo. Już nie planuje grać w przyszłości.

Mieszkasz w akademiku?

Tak, mamy kilka kampusów w akademiku, ja mieszkam w jednym z nich. Mam też pracę, co bardzo mnie cieszy, dostałem ją pracę niedawno, więc teraz mogę łączyć pracę z nauką.

Gratuluje! Jaka to jest praca?

Dziękuję! Pracuję w kuchni. Jest duże zapotrzebowanie na tego rodzaju pracę, więc sporo osób aplikuje, zarobki są całkiem niezłe, a praca stabilna. W sumie pracuję 2-3 dni w tygodniu, co daje około 10-12 godzin.

Czyli przygotowujesz się do matury międzynarodowej. Masz już jakieś plany po niej?

Tak, chciałbym studiować psychologię, to bardzo mnie interesuje. Jeszcze nie zdecydowałem, czy w Polsce, czy może za granicą. Zastanawiam się również nad zrobieniem sobie rocznej przerwy po szkole, to jest bardzo popularne tutaj w Danii. Wiem, że w Polsce nieco niechętnie się na to patrzy, ale uważam, że dobrze jest dać sobie trochę czasu na zastanowienie.

Dołączyłeś do Web-korków niedawno, prawda?

Tak, w październiku. O fundacji dowiedziałem się od koleżanki. Ponieważ uwielbiam pracować z dziećmi, postanowiłem wysłać zgłoszenie. Już następnego dnia miałem rozmowę rekrutacyjną i udało mi się dostać do fundacji. Obecnie uczę niemieckiego.

Opowiesz, jak prowadzisz lekcję, na co zwracasz uwagę?

Uważam, że do każdego ucznia trzeba podejść indywidualnie. Zazwyczaj na początku przedstawiamy się po niemiecku. Staram się, aby tematy, które poruszamy, były ciekawe. Rozmawiamy dużo i poznajemy nowe słówka. Oczywiście, także powtarzamy materiał, ale staram się nie przesadzać z ilością na raz. Powtórka powinna być szybka i intensywna, ale z drugiej strony nie chcemy przeciążać ucznia zbyt wieloma informacjami. Ważne jest, aby zrozumieć ucznia i jego potrzeby. Czasem zdarza się, że nie ma ochoty pracować, ma gorszy dzień, i to jest w porządku. Te spotkania nie powinny być traktowane jako kara, bo czasem dzieci traktują naukę jako karę, co jest bardzo przykre.

Może chciałbyś się z nami podzielić jakąś myślą na koniec?

Warto cieszyć się z każdego dnia, gdy się budzimy. To coś, co lubię sobie przypominać – że każdy dzień ma potencjał, nawet jeśli zaczyna się trudno. Jeśli dzień się skończy dobrze, to go tak zapamiętamy.

To była dla mnie ogromna przyjemność z tobą porozmawiać.

Wywiad przeprowadził Łukasz Rozpłochowski.