Iwona jest podróżującą mamą i żoną, studiuje pedagogikę i nie boi się wyzwań.
Opowiedz, proszę coś o sobie.
Mam 40 lat. Jestem żoną, mamą 20 letniej Zuzanny i 11 letniego Radzimira. Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo i kochających rodziców, świetnych kolegów i koleżanki. Dzień przed 18. urodzinami dowiedziałam się, że jestem chora na bardzo złośliwy nowotwór.
Jak nowotwór wpłynął na Twoje plany na przyszłość?
Chciałam być prawniczką, jednak choroba nie pozwoliła mi zrealizować planów. Studiowałam więc ekonomię na uczelni, która była blisko mojego domu i nie kolidowała z kolejnymi cyklami przyjmowanej chemioterapii, na którą jeździłam do oddalonej o 400km Warszawy.
Jak wspominasz czas szkoły?
Klasa maturalna i pierwszy rok studiów to była walka o nogę oraz o życie – cykle chemioterapii, kilka operacji, radioterapia, 6 wznów nowotworu. Zawsze byłam ambitna, stawiałam sobie cele. Nauka nie sprawiała mi problemów, lubiłam pomagać innym. Zawsze się w coś angażowałam. Byłam przewodniczącą samorządu uczniowskiego. W późniejszych latach byłam członkinią rady rodziców w szkole, do której uczęszczała córka.
Napisałaś mi, że na co dzień jesteś trochę nauczycielką i terapeutką dla swojego syna. Co przez to rozumieć?
Gdy Radzimir miał 4 miesiące amputowano mi nogę z powodu wznowy, a kiedy miał około 15 miesięcy zauważyliśmy, że coś jest nie tak, że jego rozwój odbiega od normy. Poruszyliśmy niebo i ziemię, potem otrzymaliśmy diagnozę autyzmu. Od tamtej pory już nic nie jest takie samo. Codziennie walczymy o lepsze jutro syna. Walczymy, by był jak najbardziej samodzielny. Przez ostatnich 10 lat przeszłam wiele kursów, szkoleń, przeczytałam niezliczoną ilość książek, materiałów dotyczących terapii autyzmu. Razem z mężem zawozimy syna na terapie i rehabilitacje i kontynuujemy terapię w domu. Niedawno podjęłam studia pedagogiczne, by jak najlepiej pracować z moim dzieckiem.
Jak znalazłaś się w Panamie?
Przez przypadek. Miało być ciepło i poza Europą. Jesteśmy obywatelami świata. Szukamy swojego miejsca. Zwiedzamy świat, poznajemy inne kultury, ludzi, zwyczaje. Polska nie jest tolerancyjnym krajem. Doznaję tego ja, doznaje tego mój syn.
Czym różni się życie w Panamie od tego w Polsce?
Wszystkim! Religia ma tu bardzo duże znaczenie. Jest więcej dziur w chodnikach, ale mniej nerwów. Mniej sztywnych przepisów, więcej życzliwości. Nikt nie denerwuje się, kiedy długo przechodzę przez ulicę. Zawsze ktoś przepuści mnie na sam początek kolejki, nawet, gdy tego nie potrzebuję. Często ludzie w kolejkach wręcz naciskają, że mam gdzieś wejść pierwsza, więc nie mogę odmówić. Nie ma społecznego przyzwolenia na parkowanie osób sprawnych na „kopertach”, miejscach parkingowych przeznaczonych dla osób z niepełnosprawnością. Ludzie sami tego pilnują. Kiedy idę do urzędu, wystarczy translator, spokój i chęć porozumienia się. Nikt nie jest oburzony, że nie znam hiszpańskiego.
Czego Ci tutaj brakuje?
Jedzenia. Żurku, pierogów, kabanosów, niektórych przypraw. Nie da się kupić twarogu, ale za to mogę zjeść mango zerwane prosto z drzewa.
Co robisz w wolnym czasie?
Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że ja chyba ciągle muszę coś robić, jakieś kursy czy szkolenia, żeby nie łapać doła. Jak mam swoje cele, to dobrze funkcjonuję, inaczej jest mi trudno. Teraz zaczęłam kolejne studia.
Jak trafiłaś do Web-Korków?
Ostatnio, będąc na sali wzmożonego nadzoru i walcząc z zatorem płuc, przeczytałam w Internecie o fundacji. Ktoś ją zareklamował w jakiejś grupie na Facebooku. Zajrzałam na Waszą stronę internetową i okazało się, że poszukujecie wolontariuszy. Poczułam, że szukacie mnie. Mam duży bagaż doświadczeń. Wiem, jak pomóc, mam wiedzę, doświadczenie, umiejętności. Od razu się zgłosiłam. Rekrutacja była już zamknięta, ale się udało.
Jaki jest Twój uczeń?
Już mamy za sobą pierwsze zajęcia. Dobrze nam się rozmawia. Mój uczeń ma 13lat, jest w szkole specjalnej. Czasem uczymy się polskiego, czasem angielskiego.
Dlaczego zdecydowałaś się dołączyć?
W szkole pomagałam uczyć się kolegom i kuzynostwu. Byłam opiekunką na półkoloniach dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Dużą część życia spędziłam w szpitalach. Pomagałam wielu ludziom w kryzysie psychicznym, którzy byli u schyłku życia i walczyli z chorobą. Dawałam im wsparcie. Nie byłam psychologiem, ale osobą, która dużo przeszła, przytuliła, rozumiała. Nie mówiłam, że będzie dobrze, po prostu byłam.
Dziękuję za rozmowę. Zostawiłaś duże pole do refleksji.