Kasia mieszka w USA, W Polsce rozpoczęła studia inżynierskie (inżynieria środowiska), a w Stanach ukończyła informatykę, na co dzień jednak od kilku lat jest…dyrygentką, śpiewa i założyła Stowarzyszenie Teatru i Opery, skupiające się m.in. na promowaniu polskiej kultury w Stanach Zjednoczonych. Różnica czasu nie przeszkadza jej w wspieraniu naszych polskich dzieci w edukacji…ostatnio np. zorganizowała dla podopiecznych naszej fundacji wyjątkowy spacer po świątecznym Manhattanie.
Poznajcie Kasię, kobietę, która wyzwań się nie boi! Wywiad przeprowadziła jedna z naszych wolontariuszek-Dorota Ochnik.
Czym obecnie zawodowo się zajmujesz?
Jestem wokalistką, śpiewam i założyłam grupę „Theatre and Opera Society” (Stowarzyszenie Teatru i Opery), gdzie wystawiamy przedstawienia skupiające się wokół polskiej kultury i nie tylko.Większość programów jest w języku polskim, kierowane głównie do seniorów, ale również dla młodszej społeczności. Tytuły tych programów to Magia polskich świąt, W blasku Betlejemskiej Gwiazdy, Tęskno mi Panie do kraju Twego, Pieśń Niepodległości.
Od kilku lat jestem dyrygentką w Centrum Seniora Krakus (ang. Krakus Senior Center PSC, Brooklyn, New York), prowadzę chór “Krakus”. Prowadzę również w Centrum zajęcia komputerowe, uczę obsługi urządzeń technologicznych takich jak smarthphone, laptop, tablet, iPad itp. Uczę w polskiej szkole Marii Konopnickiej, prowadzę zajęcia z historii, geografii i języka polskiego, które odbywają się w soboty, nauka zakończona egzaminem Work Comprehensive Exam in Polish. Od ponad 7 lat nauczam również wieczorowo w Bibliotece Publicznej w Jersey City, języka angielskiego, jako drugiego języka (ESL). Zajmuję się również przygotowaniem Polaków do egzaminu na obywatelstwo amerykańskie.
Skąd pomysł na mieszkanie w Stanach Zjednoczonych?
Do USA trafiłam przez miłość, muzykę i śpiew. W 1998 roku zostałam zaproszona, jako solistka do Niemczech na zaproszenie attache kulturalnego i prezydenta Związku Edukacji Niemieckiej na występy koncertowe wraz z chórem AZM – Akademickim Zespołem Muzycznym z Gliwic. Po jednym z występów, gdy było późno i ciemno, przez pomyłkę wsiadłam do (nie)właściwego autobusu, usiadłam na pierwszym wolnym siedzeniu. Obok mnie siedział mój przyszły mąż Amerykanin z Nowego Yorku, z którym do dzisiaj jeżdżę po Stanach autobusem (śmiech).
Mój mąż był ochotnikiem Korpusu Pokoju w Polsce i zapisał się do tego właśnie chóru, aby uczyć się języka polskiego. Opanował go zresztą świetnie, mimo iż nie ma korzeni polskich i w naszym domu od ponad 20 lat rozmawiamy tylko po polsku. Można powiedzieć, że zaśpiewaliśmy się w sobie od pierwszego dźwięku i tak w listopadzie 2000 roku podjęliśmy wspólnie decyzję o moim wyjeździe do Stanów.
Jak zareagowała Twoja rodzina na wiadomość, że przeprowadzasz się za Ocean?
W celu uniknięcia konfliktów i długich dyskusji powiedziałam rodzicom o wyprowadzce na tydzień przed wylotem. Zaskoczyłam moją mamę, która podejrzewała ten plan, jednak nie sądziła, że wydarzy się to aż tak szybko. Mój tata nie był zadowolony z mojej decyzji, ale pogodził się później z moim wyborem.
W USA mieszkam od października 2000 roku, najpierw Chicago, tam nauczyłam się angielskiego i dlatego nazywam je miastem mojego amerykańskiego „dzieciństwa”. Potem mieszkaliśmy przez pewien czas w Nowym Jorku, skąd pochodzi mój mąż i jego rodzina, trochę żyliśmy w Virginii, a teraz w New Jersey.
Dlaczego wybrałaś okolice Nowego Jorku? Co najbardziej podoba Ci się w tym mieście?
W Nowym Jorku wszystko przyciąga uwagę, lecz to nie o to miasto chodzi. Wszyscy są skupieni wokół pracy, żyjesz tam gdzie masz stanowisko pracy… Niektórzy biorą pod uwagę stan, osiedlają się i/lub zatrudniają tam gdzie jest to dla nich bardziej finansowo korzystne, by uniknąć płacenia wyższych podatków (w USA są podatki stanowe i federalne (krajowe).
W moim przypadku jest to zależne od pracy, wraz z mężem pracujemy w NY, mamy tutaj rodzinę. Od 2012 roku jesteśmy w Jersey City w New Jersey, jest to najdłuższy okres czas i moim zdaniem dość zaskakujący, ponieważ wcześniej byliśmy wędrowni, częściej się przemieszczaliśmy.
Czy Polska ma coś, za czym tęsknisz, czego brakuje Ci w Stanach?
Jedzenie, nie jest ono takie same, nie wszystko jest dostępne nawet w polskich sklepach. Zawsze tęskni się za kontaktami z ludźmi, jednak w dzisiejszych czasach jest rozwinięta technologia, która ułatwia komunikowanie, utrzymujemy kontakt ze sobą, dzwonimy do siebie. W stanach są inne kontakty, każdy jest zabiegany, chociaż mam wrażenie, że w Polsce jest inna mentalność i nawet, gdy ktoś ma dzieci to zależy im na utrzymaniu kontaktów i robi wiele, żeby się spotkać. Tęsknię za spontanicznością polską.
Jakie są podobieństwa między Polską a USA?
Wszyscy dążymy do szczęścia, ludzie mają takie same potrzeby, jednak droga, jaką przebywają, żeby je osiągnąć są inne. Płace i emerytury podobnie jak w Polsce są w większości niskie i bardzo zróżnicowane w zależności od zawodu. Jedni zarabiają krocie inni żyją od czeku do czeku. Nauczyciele również tutaj zarabiają za mało i jeżdżą czasem Uberem żeby dorobić. Pielęgniarki strajkują… Pensje stoją w miejscu a wszystko drożeje. Inflacja dotyka wszystkich.
Natomiast, jeśli chodzi o różnice kulturowe, to bardzo jest to trudno określić, ponieważ jeśli mamy na myśli Polaka, to zwykle jest on czystej krwi, z dziada pradziada pochodzi z Polski. Amerykanin natomiast niekoniecznie ma rodziców Amerykanów, jest tutaj duża zmienność kulturowa, małżeństwa mieszane. Mamy dużo imigrantów, którzy wnoszą swoje obyczaje jednocześnie przyjmując amerykańskie. Nazywamy to „melting pot”, czyli miejsce gdzie różnorodność ludzi i kultur łączy się w jedną całość.
W Polsce służba zdrowia leży i kwiczy, jest jak pacjent po zawale, nie wiadomo czy przeżyje… Pacjentów leczy się w zależności od wieku, czyli peselu. Im człowiek starszy tym mniej ma możliwości leczenia, bo NFZ nie pokrywa kosztów, więc szpitalom nie opłaca. Na wiele zabiegów czeka się latami, chyba że ma się pieniądze i/lub prywatne ubezpieczenie medyczne.
W USA też są problemy, strajki, jednak mają one inną rangę. Pacjent nie cierpi z tego powodu. Opieka lekarska jest na takim samym poziomie dla biednego jak i bogatego obywatela, jedynie cena wizyt, zabiegów zależą od ubezpieczenia, jakie pacjent posiada. Czasem ubezpieczenie nie pokrywa kosztów leczenia i wtedy pacjent musi płacić z własnej kieszeni. Nikomu się jednak nie odmawia leczenia, bo pacjent jest za stary. Przykładem jest babcia mojego męża, która w wieku 90 lat przeszła dwa zabiegi na serce, których w Polsce by nie wykonano, a które przedłużyły jej życie i poprawiły jego jakość. Dziś ma 98 lat.
Jak wyglądała Twoja edukacja?
W Polsce ukończyłam studia wokalno-aktorskie w Prywatnym Policealnym Studiu Sztuki Wokalnej w Poznaniu. Potem studiowałam Inżynierię Środowiska na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, jednak po pierwszym roku studiów przeprowadziłam się do Stanów, przerwałam ten kierunek. W USA skończyłam studia informatyczne.
Studia wokalne, nauczanie ESL oraz nauczanie w Polskiej Szkole nadają mi uprawnienia również do prowadzenia zajęć z młodzieżą.
Czy muzyka towarzyszy Ci od dziecka?
Muzyka towarzyszy mi od dziecka, mój tata grał na akordeonie. Mama zawsze mnie wysyłała do śpiewania piosenek biesiadnych przy różnych okazjach, imprezach sąsiedzkich, imieninach… Moje pierwsze solo „Dostał Jacek Elementarz” śpiewałam mając 9 lat w chórze szkolnym Było to solo z chórem a wiec ogromne przeżycie.
Jaką byłaś uczennicą?
AAA… (śmiech), w podstawówce i liceum nie byłam wzorowa. Nie miałam czerwonego paska, żadna z dziewczyn, moich koleżanek również, chłopcy mieli lepsze oceny od naszych. Miałam trudności z matematyką. Byłam taką… chłopczycą, rozrabiałam. Grałam w piłkę nożną, wszyscy wtedy grali. Byłam harcerką, uwielbiałam biwaki ogniska i śpiew przy gitarze. Przez to zresztą właśnie nauczyłam się gry na gitarze. W moim domu rodzinnym nie było nacisku, przymusu do nauki, wysokich ocen. Ważna była kreatywność, pomoc drugiemu człowiekowi, empatia i czytanie książek. Pochłaniałam je wręcz. W wieku 10 lat przeczytałam „Trylogię” z biblioteczki sąsiada. Uwielbiałam czytać i recytować poezję.
Jeśli chodzi o oceny to byłam lepszą studentką 😉 Zależało mi, żeby dostać się na Politechnikę Śląską na Inżynierię Środowiska, jednak na tej uczelni jest wykładana matematyka, z której byłam nogą, żeby dostać się na studia najpierw trzeba było napisać egzamin wstępny, nie wystarczała zdana matura jak teraz. Za sprawą mojego męża postanowiłam znaleźć korepetytora, uczęszczałam na korepetycje i w pół roku nadrobiłam materiał z 4 lat szkoły średniej! Tak dobrze mi szło na studiach, że po pierwszym roku dostałam stypendium naukowe!
To dowodzi temu, że można się wszystkiego nauczyć, jeśli nam zależy.
Chciałam dostać się na dzienne studia, jednak miałam zaległości
i postanowiłam uczyć się więcej. Z laboratorium chemicznego mieliśmy analizę roztworu, przygotowywałam się do tego przez cały poprzedzający dzień, opracowałam notatki. Prowadząca tego przedmiotu powiedziała, że ten, kto odkryje substancję, jaką ma
w probówce w trakcie tego dnia, to dostanie ocenę 5 i będzie zwolniony z uczęszczania z zajęć przez cały rok. Przejęłam się, pomyślałam, że ja tego nie zdam… no ale skupiłam się, przeprowadziłam analizę z drobną pomocą odszyfrowałam nazwę tego związku i udało mi się. Dostałam 5!
Natomiast moja koleżanka, która skończyła chemię, była pewna siebie, twierdziła, że jest to bardzo łatwe, zajmie 5 minut, niestety miała trudności z analizą swojej substancji. Zostało jej niewiele roztworu w probówce, za zgodą prowadzącej pomogłam jej w analizie i dostała zaliczenie tego zadania. Nie można się poddawać, nie powinniśmy ulegać opiniom innych ludzi, ani się nawet do nich porównywać, ponieważ to nas dołuje. Należy porównywać siebie z przeszłości do siebie teraźniejszego, starać się być każdego dnia lepszą wersją siebie. Ta historia to pokazuje. A moja aktywność w Web-Korkach jest po to, żeby nie zostawiać nikogo z tyłu. To staram się przekazać moim uczniom w Web-Korkach, którzy często postrzegają siebie wg nadanego im społecznego stereotypu, że są z bidula wiec mają mniejsze szanse na sukces w życiu. Nie można zmienić przeszłości ale przyszłość zawsze.
Skąd dowiedziałaś się o Web-Korkach?
Zainteresował mnie post jednej z moich koleżanek, a zawsze chciałam być aktywna woluntarnie i pomóc dzieciom, być może, dlatego że moja mama dość wcześnie straciła rodziców i mieszkała przez pewien czas w domu dziecka. Pomyślałam, że jest to super inicjatywa i postanowiłam dołączyć.
Z jakich przedmiotów pomagasz uczniom w Fundacji? W jaki sposób przebiegają wasze zajęcia?
Dwa lata temu miałam jedną podopieczną, uczyłam jej geografii, miała około 12 lat.
A w minionym roku szkolnym miałam dwie dwuosobowe grupy (4, 6 klasa i 7-8 klasa SP), uczyłam dziewczyny angielskiego i robiłam im wirtualne wycieczki po Nowym Yorku. Ze względu na to, że w tym roku szkolnym nie mam żadnego ucznia przypisanego do stałej współpracy zobowiązałam się robić oprowadzanie online dla szerszej publiczności podopiecznych i wolontariuszy Web-Korków. Ostatnio mieliśmy wycieczkę na Święta do Rockefeller Center („Kevin w Nowym Yorku”), Katedry Świętego Patryka oraz sklepu „Lego”.
Co daje Ci bycie wolontariuszką?
Możliwość poznania innych wolontariuszy.
Doświadczenia zdobywane podczas korepetycji uczą mnie budowania relacji z dziećmi, ale również stawiania granic, zachowania dystansu.
Jest to również możliwość ćwiczenia w praktyce technik negocjacji i mediacji, asertywności, jestem łącznikiem między uczniem a wychowawcą, staram się tak działać by jak najbardziej pomóc dzieciom. Pamiętam sytuację, gdy dzieci łączyły się na zajęcia będąc w świetlicy, gdzie byli inni podopieczni, włączony telewizor, więc było głośno, to nie są warunki sprzyjające nauce. Po rozmowach z opiekunem dzieci miały pokój, w którym było cicho.
W trakcie prowadzenia zajęć korzystam z mojego życiowego doświadczenia, jednak jest to szansa na rozwijanie podejścia psychologicznego, coś co uważam jest potrzebne każdemu, taka psychologia życia codziennego.
Super są szkolenia psychologiczne, ubolewam że nie mogę brać w nich udziału, uczestniczyłam jedynie w dwóch. Są one ważne dla rozwoju nie tylko wolontariuszy, jako korepetytorów, a jako ludzi, jest to wiedza przydatna w codziennym życiu, bardzo wartościowa.
Za co jesteś wdzięczna Fundacji?
Cenię sobie zajęcia z uczniami, są one nieco inne niż standardowe korepetycje, ponieważ dzieci czasami potrzebują rozmowy na tematy niezwiązane z przedmiotami szkolnymi. To wpływa na ich poziom skupienia podczas zajęć. Dlatego czasem trzeba najpierw wysłuchać żeby być wysłuchanym.
Uważam jednak na to by nie stworzyć zbyt bliskiej więzi z uczniami, ponieważ są oni po przejściach, bardzo łatwo się przywiązują do innych. Powtarzałam im, że nie wiadomo czy
w kolejnym roku szkolnym będę prowadziła zajęcia, by nie miały zawodu, że ja, kolejny dorosły, je zostawia.
Nauczyłam się więcej cierpliwości, poświęcania uwagi, okazywania zaangażowania. Nabrałam innej perspektywy, nie postrzegam moich trudności, jako problemów, ponieważ te dzieci doświadczają dramatów.
Jak jednym zdaniem określiłabyś siebie?
Jestem człowiekiem renesansu, osobą, która stara się pomagać innym, pozytywną ekstrawertyczką, która nieustannie się uczy, wyciąga wnioski z lekcji i na tej podstawie idzie dalej przez życie, nie boi się nowych wyzwań i rozwijania zdolności w różnych dziedzinach życia.
Dziękuję za poświęcony czas i za chęć wzięcia udziału w wywiadzie.
Ja również dziękuję.